poniedziałek, 31 października 2011

Minął roczek

Dziś mija rok od pierwszego postu.
Mój blog skończył właśnie 1 roczek.

                                                                                           Foto: net

Dokładnie rok temu zaczęłam brać Imuran (brrrr).
Dokładnie rok temu rozpoczęłam przygodę z szydełkiem.
Dokładnie rok temu postanowiłam napisać co nieco o toczniu.

Czy było warto? Czy jest sens go nadal prowadzić?

Wprawdzie w obserwujących jest tylko 5 osób, ale ...
zaglądam dość często do statystyk i widzę, iż wiele osób poszukuje informacji na temat tocznia.
Skrupulatnie spisuję wyszukiwane hasła, by w wolnej chwili wrzucić co nieco na poszukiwane tematy.
Są osoby, które anonimowo obserwują blog
i piszą do mnie maile z prośbą o rozmowę, o poradę.
Bardzo się z tego cieszę.

Serdecznie dziękuję wszystkim odwiedzającym,
ogromnie radują mnie wszelkie Wasze komentarze.
Pozdrawiam Was cieplutko!

Dla zainteresowanych:
Wiecie, że 12 października był Światowy Dzień Reumatyzmu???
(Toczeń mieści się właśnie w tej działce medycyny)
Ja nie wiedziałam, odkryłam to dopiero dzisiaj - nieco po czasie ;)
Za sprawą tej oto stronki:
Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej.
Stronkę tę znalazłam na blogu Kinii (dzięki :))
Stowarzyszenie to powstało dla osób, które zachorowały w dzieciństwie lub młodości, udziela pomocy właśnie dzieciom i młodzieży chorej na choroby reumatyczne oraz ich rodzinom. Ja do nich się nie zaliczam, zachorowałam już w wieku bardzo dorosłym, ale stronkę będę odwiedzała. Zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. :)

niedziela, 30 października 2011

Doniesienia z frontu choróbska

      A więc tak, nadal siedzę w domu, do szpitala się nie wybrałam - choć torba spakowana, tak na wszelki wypadek czeka. Odwiedziłam kolejnego pana doktora - tego miłego reumatologa, którego ostatnio znalazłam. Miałam usg opłucnych - na szczęście płynu w nich nie ma. TK zostało przełożone z piątku na poniedziałek z powodu awarii maszyny (czyżby znów pech??). Kolejnego strachu się najadłam, gdy nagle zobaczyłam mnóstwo siniaków, które pojawiły się w jednym momencie. Przed oczami stanęły mi chwile parę lat temu, gdy wraz z siniakami pojawiła się ogromna trombocytopenia. Noc jakoś przeczekałam i rano w try miga na badania, na cito. Fakt, płytki spadły dosyć znacznie, choć były na szczęście nadal w normie. Jednak skoro zawsze oscylują wokół 400, a tu nagle 160 z tendencją spadkową - trzeba mieć się na baczności.
L4 będę musiała jeszcze przedłużyć na kolejny tydzień. Tymczasem pan reumatolog stawia na mikrozatorowość płuc, którą trzeba przeczekać. No chyba, że TK co innego pokaże.
      W między czasie czytam sobie - ostatnio Agatha Christie na tapecie (info w Książki-inna strona wyobraźni). Nauczyłam się robić słupki reliefowe - te od przodu są ok, gorzej z tymi od tyłu ;) Zaczęłam robić beret dla mojej mamy - ale wyszedł zbyt mały :( A Maciek ma etap szaleństw, skacze po czym tylko się da. Czy to oby na pewno królik? Bardziej mi na małpkę wygląda. :D





środa, 26 października 2011

Złapać oddech

Miało już nie być pesymistycznie. Ale co zrobić, skoro życie płata figle?

Ból nogi się nasilił, wyglądało to jak zakrzepowe zapalenie żył głębokich. Udałam się do szpitala, gdzie pan doktor stwierdził, iż nie jest to jeszcze zapalenie, bowiem brak zaczerwienienia i opuchlizny (dodam od siebie, że zaczerwienienie występuje przy zakrzepowym zapaleniu żył powierzchownych, a przy głębokich, na samym początku wcale nie musi. Często choroba ta rozwija się początkowo w ukryciu). Kazał wrócić, gdy się pogorszy. Pogorszyło się już za dwa dni.
Rano pojawiła się duszność, nawet przy wykonywaniu drobnych czynności trudno było mi złapać oddech. Po kilku krokach nie mogłam oddychać. Muszę przyznać szczerze, że nieco się przestraszyłam. Jeśli miałam zator w kończynie dolnej, równie dobrze mogło dojść do zatorowości płuc.
Lekarz rodzinny umył ręce i dał skierowanie do szpitala. Poszłam prywatnie zrobić dopplera naczyń kończyn dolnych. Wyszło w miarę ok, jedynie w dwóch żyłach piszczelowych można było podejrzewać stan zapalny i ew. zakrzep. Przy okazji wykonałam ukg serca. Brak przeciążenia prawej komory - ufff.
Pojechałam na izbę przyjęć, wykonali mi badania krwi - jest leukocytoza, anemia, brak dedimerów, saturacja O2  wspaniała - 94%. Pani doktor stwierdziła, iż nie ma podstaw do stwierdzenia zatorowości płuc. Nieco mi ulżyło. Dostałam antybiotyk, clexane, i kilka innych leków. Jestem na L4. 
Ból nogi nieco już zelżał, jest widoczna poprawa. Żel z heparyną bez wątpienia zadziałał, ale..... duszność pozostaje nadal i w sumie nie wiadomo skąd się bierze. Pozostaje jeszcze TK - umówiłam się na piątek. Może znajdzie się jakaś przyczyna. No i mam dylemat -wykonać TK klatki piersiowej w technice spiralnej, czy TK płuc w technice HRCT? Czytając zastosowanie danej techniki, wychodzi mi, iż powinnam zrobić jedno i drugie - co jest niemożliwe i ze względu na napromieniowanie, jak i ze względu na koszty - 350 zł jedno badanie.
Pulmonolog umówiony dopiero na 7 listopada, wizyta u mojego lekarza prowadzącego na 17 listopada, a co mam począć teraz??? Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr, będę warczeć.

Pomiędzy warczeniami troszkę podłubałam. 
Dla Wiki - czapeczka na specjalne jej życzenie:




Kółeczka zmieniają się w kwadraciki:



I na koniec - zostałam poproszona o zostanie matką chrzestna małej Oliwki. :)

niedziela, 16 października 2011

Country flower

          Zęby, brzuch, noga - przydałaby mi się skrzynka dębowa - albo lipowa :P Przeciwbólowych leków chyba za dużo wzięłam, bo dziś bezpłatny helikopter w głowie mam, jak po kilku głębszych - a jeszcze nic nie piłam....
          Za to wpadłam w fazę dłubania szydełkowych kwadratów "Country flower". No niezupełnie kwadratów, bo na razie wychodzą mi piękne kółeczka. W kwadraty ma je zamienić dopiero ostatni rządek, który będę robiła w okresie późniejszym.
          Wzór znalazłam na cudnym blogu - http://www.lemondedesucrette.com. Jeszcze nie wiem w co połączę te maleństwa - poduszka, kapa, szalik, narzutka - wszystko zależy na ile starczy mi włóczki i co z tego zdziałać będę potrafiła.
          A teraz rozkoszuję się machaniem szydełkiem i spoglądaniem na powiększający się stosik maleńkich, słodkich kółeczek. :)


sobota, 15 października 2011

Dawno zaczęta chusta

          Dawno, dawno temu zaczęłam robić chustę. Dwa motki wełny Madame Tricote Magic Designe (20% wełny, 80% akryl) dostałam od koleżanki. Śliczny melanż w odcieniach szarości. Dołożyłam podwójną nitkę szarego Kotka (100% akryl) i powstała ogromna chusta. Skończona dopiero niedawno, bo jakiś taki przestój miałam :)





niedziela, 9 października 2011

Witam ponownie

      Trochę mnie nie było. A dlaczego? A dlatego, że po pierwsze czasu nieco mi zabrakło, a po drugie nastroju też jakoś nie miałam i sił było zbyt mało, by jeszcze blogować.
Jak już wspominałam, wszystko zebrało mi się do kupy:
1. Powrót do pracy.
2. Choroba Maćka i codzienne wizyty u weta na kroplówkach.
3. Moja mama w szpitalu.

        Gdy pkt 1-3 się skończyły rozpoczęły się inne hocki - klocki:
1. Ciągły ból głowy, w jednym miejscu, bardzo silny, przechodził jedynie na ok 8 godz po ketonalu forte - potem wracał jak bumerang. Trzeba było zrobić tomografię, coby odkryć co jest przyczyną. Przy okazji wizyta u nic nie wiedzącego neurologa - ot, wyrzucone 70 zł .

Popatrzcie na to zdjęcie - bardzo mi się spodobało - klaun we własnej osobie :D


2. Kolejny etap - musiałam w końcu zrobić porządek z dwoma paskudnymi korzeniami. Niestety chirurdzy - stomatolodzy asekuracyjnie zażądali pisemnych zgód i innych takich. Rozpoczęłam więc poszukiwania reumatologa, który przyjąłby mnie w konkretny dzień, o konkretnej godzinie - tak by kolejnego dnia pracy nie tracić. Do mojego prof. dodzwonić się nie mogłam. Na szczęście znalazłam innego, bardzo miłego pana doktora, który takową zgodę mi wystawił i pozwolił na usunięcie w warunkach ambulatoryjnych, bez konieczności kładzenia się na oddział.
Żeby w końcu ustalić termin musiałam się do poradni chirurgii stomatologicznej zgłaszać pierdyliard razy (że człowiek w tym czasie w pracy być powinien - mało kogo obchodziło:/). Nareszcie udało się - nadeszła godzina zero! Ekstrakcja się odbyła - dwa korzenie na raz, zatoka na szczęście pozostała cała, coś tam wyłyżeczkowano (łyżeczką do cappucino), dziurska zaszyto. Samo usuwanie było ok, nic nie czułam, natomiast po, rwało jak cholera, zastrzyk z Ketonalu pomógł niesamowicie. Po tygodniu kolejna wizyta, aby usunąć szwy i koniec. :D 
Koniec tylko pozorny, bo w tym czasie odpadł kawałek innego zęba (powód: a diabli wiedzą - albo choroba, albo leki) i jeszcze korzeń ósemki do usunięcia po drugiej stronie pozostał. 
3. W pracy trochę pracy się nazbierało, coś tam robić trzeba. Po powrocie byłam tak zmęczona, że nawet pisać się nie chciało.
4. Czytanie też słabo szło - kilka pozycji zaczęłam, coś tam skończyłam - zamieszczę innym razem.
5. Z dłubaninek - jedynie dawno zaczętą chustę zakończyłam. Pokażę, jak tylko zdjęcie zrobię.
6. Najważniejsze - nadrobiłam zaległości w czytaniu postów! 
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!
Kasiu! - dziękuję za pamięć i troskę!