Nareszcie ukończyłam. STOP. Grube, szydełkowe poncho. STOP.
Pierwsze w moim życiu. STOP.
Robiłam je cały pobyt w szpitalu, a gdy wyszłam,
czasu zabrakło by je dokończyć. STOP. Ale teraz już jest. STOP.
Wprawdzie nerwów mi zjadło, bo wyszło za twarde i za sztywne.
STOP. Ale nosić je będę. STOP.
I chwalić się będę. STOP.
Oto ono!
Poncho powstało według przepisu kuleżanki A.P. Zeszło na nie 10 motków Puchatki w kolorze "jeans". Do frędzli i obwódki przy dekoldzie użyłam Puchatki koloru "jagoda". Niecnie wykorzystałam szydełko nr 5.
O rany......
OdpowiedzUsuńWygląda genialnie, całkiem inaczej frędzle sobie wyobrażałam, a dodają niesamowicie uroku! a sztywnością się nie martw, podejrzewam, że w trakcie noszenia cudo zmięknie!
Dziękuję bardzo :) Mam nadzieję,że pancerz się rozpancerzy choć troszkę ;)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przypadkiem, będąc na wirtualnym spacerze, po którym w jakimś komentarzu Twoje "Ja-Motylek" i avatar mnie uszczypnęły za serce...
OdpowiedzUsuńJeśli pozwolisz przywitam się i popatrzę na te błękity, którymi łaskocze mi serduszko :)
Witam serdecznie Maryś. Bardzo się cieszę, że do mnie trafiłaś i zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuń