1 listopada - Dzień Wszystkich Świętych, wspominamy tych, których z nami już nie ma. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo zmienia się podejście do śmierci - gdy choroba do niej nas zbliża. Od dnia diagnozy zawsze stoi gdzieś obok mnie. Raz się zbliża, raz oddala - ale nie pozwala o sobie zapomnieć.
A na razie trzeba zadbać o groby tych, którzy przeszli już na drugą stronę tęczy. Jak zwykle w tym okresie - w życiu przyziemnym stwierdza się brak kasy. Kwiaciarniane wiązanki - diabelnie drogie. Targowe może i tanie, ale za to diabelnie paskudne.
Razem z kuzynką same bierzemy się do dzieła. Wyciągamy stare, zachowane jeszcze kwiaty, do tego kilka ozdób. A oto co nam się udało spłodzić.
Faza pierwsza
Faza końcowa
Zawsze preferowałam żywe kwiaty w wiązankach. Niestety pech dopadał naszą rodzinę i przy tej okazji. Żywe kwiaty zawsze umierały i nie dotrzymywały tejże uroczystej chwili. A więc mus - i trzeba było się przerzucić na sztuczniaki. Zawsze lepiej wyglądają sztuczne, niż same łodyżki żywych ;)
Do sztuczniaków obowiązkowo żywe gałązki choinki (świerk i jodła) oraz prawdziwne listki.
A ja wczoraj pisałam i nie zapisałam :|
OdpowiedzUsuńWiązanki lepsze niż handlowe, że tak powiem. Nie przesłodzone, nie napaćkane, nie błyszczą. Uff :)
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńA więc może pomyślę o szerszej produkcji ;)
Zaczynam zbierać chętnych.:D